Antybiotyk z Antypodów
Na małej wyspie Eueiki w archipelagu Tonga najprzyjemniejsze są poranki. Wszyscy śpią, a ja boso wychodzę przed mój palmowy domek, przeciągając się w pierwszych promieniach bladego słońca. Jest odpływ; białe kraby uwijają się na plaży. Wielkie liście palm i chlebowców rzucają długie cienie. Tuż obok mnie rośnie noni: drzewko o dziwacznych owocach: niewielkich, biało-żółtych lub zielonych, miękkich, pokrytych „jaszczurzą” skórką. Wyglądają niepozornie, ale kryje się w nich prastara tajemnica polinezyjskich znachorów i niebywała wręcz skuteczność w oddziaływaniu na ludzki organizm. Zaraz zerwę kilka dojrzałych, miękkich owoców i szybko wycisnę pienisty sok, miażdżąc je wraz ze skórką. Wystarczą dwie, trzy łyżki...
Trzeba być ostrożnym. Bioaktywność noni (morwa indyjska, morinda citrifolia) jest tak wysoka, że sok można…. przedawkować. Optymalna dawka to 30ml dziennie; nadmiar noni podobno może wywołać bolesne problemy z wątrobą, choć to dane niepotwierdzone. Są jednak naturopaci, którzy zalecają i trzykrotnie wyższą dawkę; pamiętając, że to ona czyni toksyczność, lepiej poprzestać na mniejszej ilości soku. Nie jest to trudne: noni jest w smaku naprawdę paskudne. Niektórzy nazywają ten aromat „cierpkim i intensywnym”, ale spójrzmy prawdzie w oczy: sok pachnie i smakuje jak zepsuty ser pleśniowy w płynie (za sprawą kwasów kaprynowego i kaprylowego), a jego szarobury kolor przywodzi na myśl wodę z kałuży. Jednak gdy uświadomimy sobie moc leczniczą i profilaktyczną owocu, będzie dużo łatwiej go przełknąć.
Dojrzały owoc ma w sobie kilkadziesiąt bioaktywnych składników, w tym enzymów (również wspomagających trawiene), protein, witamin i minerałów. Za najcenniejszą substancję uznaje się kseroninę, która radykalnie wpływa na stan zdrowia i odporności organizmu. Tongańczycy, dziś dziesiątkowani przez otyłość, cukrzycę i nowotwory (to smutna „zasługa” importowanej fatalnej żywności), jeszcze kilka pokoleń temu byli jednym z najzdrowszych narodów świata, a przed ich potężnym wzrostem i fizyczną tężyzną drżeli wojownicy z sąsiednich królestw. Dziś miejsce naturalnej medycyny zajęły antybiotyki i środki uśmierzające ból…. Na szczęście wciąż jeszcze można dostać produkowany tu i eksportowany sok z noni, który nadal doceniają starsi mieszkańcy wysp.
Noni jest – niesamowite – neuroaktywny, co oznacza, że oddziałuje na nasz mózg, a konkretnie szyszynkę. To gruczoł produkujący niezwykle ważne hormony: serotoninę odpowiedzialną za nasz nastrój i melatoninę, regulującą jakość snu i wpływającą na hormony płciowe. Eksperymenty wykazały, że noni (nie tylko owoce, ale każda część rośliny) wykazuje silne działanie antynrakowe. Oczywiście dzięki polifenolom, które działają przeciwrodnikowo i hamują proces starzenia się komórek i namnażania się tych nowotworowych. Istnieją udokumentowane przypadki wyleczenia białaczki sokiem z noni! Siła polifenoli w zwalczaniu stanów zapalnych jest tak wysoka, że noni porównuje się do przeciwzapalnych leków niesteroidowych. Polinezyjczycy stosowali więc go od wieków do leczenia problemów trawiennych, infekcji skórnych, biegunek, gorączek, niegojących się ran. Antrachinony, substancje wyekstrahowane z owocu przez grupę nowojorskich badaczy, okazały się rewolucją w leczeniu infekcji serca związanych z zakażeniem gronkowcem, paciorkowcami i helicobacter pylori. Co jeszcze zawdzięczamy noni? Lepszą koncentrację i pamięć, równowagę kwasowo-zasadową, krótszy czas regeneracji przy wzmożonym wysiłku (hej, sportowcy!), uśmierzenie bólu.
Noni nie mogą spożywać panie ciężarne – podobno polinezyjki przed wiekami stosowały go jako środek...poronny. Ostrożnie zatem! Noni jest zbyt silne również dla dzieci, osób w podeszłym wieku, tych z uszkodzoną wątrobą i przyjmujących leki na nadciśnienie. To prawdziwy skarb tropików, na szczęście łatwo dostępny w Polsce za sprawą dystrybutorów internetowych. Pamiętaj, żeby nie kupować soku pasteryzowanego – wysoka temperatura zabije wszystkie składniki. I oczywiście z niczym go nie mieszaj. Policz do trzech, wychyl kieliszek, a potem spróbuj zapomnieć o jego wstrętnym smaku, na przykład przygotowując pyszny surowy koktajl z kokosowej wody, ogórka i papai. Warto!