Kokos

kokos

Pamiętam, gdy skosztowałam jej pierwszy raz. Było to w Mombasie, na kenijskim wybrzeżu, żar lał się z nieba, a pot z czoła. Chłopak kilkoma wprawnymi ruchami maczety otworzył ogromny, zielony orzech kokosowy, wsunął w otwór słomkę i podał mi do picia. Zaskoczył mnie kwaskowaty, niebywale odświeżający i ożywczy smak chłodnej wody kokosowej. Po chwili wróciły siły, oczy znów otworzyły szerzej. Dziś, kiedy wodę kokosową chwalą i polecają gwiazdy, sportowcy i specjaliści od zdrowego żywienia, z uśmiechem przywołuję tamto wspomnienie. A po samą wodę sięgam jak najczęściej, bo kokosowa palma rośnie i na Karaibach, i w Ameryce Centralnej. Najlepiej smakuje, gdy jest lodowato zimna.

Oczywiście nie wolno mylić wody kokosowej z kokosowym mlekiem, którego jako źródła wspaniałego tłuszczu i lekkostrawnych cukrów używam namiętnie w azjatyckiej kuchni.  Woda to rzecz zupełnie odmienna i tak wspaniała w swych właściwościach, że aż trudno znaleźć jej naturalnego konkurenta. Niektórzy entuzjaści mawiają, że chemiczny skład wody kokosowej przypomina strukturę osocza ludzkiej krwi – może dlatego jest tak doskonała jako napój izotoniczny i turbodoładowanie w czasie uprawiania intensywnego sportu, a na wyczerpany organizm działa jak zastrzyk elektrolitów?

Mamy tu całą armię witamin z grupy B oraz C, białko, wapń, żelazo, potas, magnez (hej, sportowcy! Uchroni was przed skurczami) i cynk. Kwas laurynowy, naturalny nasycony kwas tłuszczowy, którego kokos (poza…mlekiem matki!) jest najbogatszym źródłem. Ten kwas to prawdziwe złoto: organizm przekształca go w monolauryn, a ten działa przeciwbakteryjnie i przeciwwirusowo. Zwalcza też groźne drobnoustroje, pasożyty, pierwotniaki, a w przeciwieństwie do antybiotyków nie szkodzi zdrowym, potrzebnym bakteriom i nie wyprowadza naszej flory z równowagi. Nawet Heliocobracter pylori i wirus opryszczki powinny drżeć przed kokosem, a także wszystkie problemy skórne: infekcje, wysypki, egzemy, trądzik, urazy i skaleczenia oraz uciążliwe grzybice. Kwasowi laury nowemu towarzyszy kaprylowy, znany jako dzielny wojownik przeciwko grzybicy i kandydozie. Kinetyna zaś pobudza produkcję kolagenu, więc hamuje starzenie się skóry, a dzięki właściwościom nawadniającym chroni naszą narażoną na promienie słoneczne skórę przed powstawaniem zmarszczek i przesuszeniem.

Cóż jeszcze? Same superlatywy. Niskokaloryczna. Nawadnia. Nie alergizuje. Przyspiesza przemianę materii. Ułatwia trawienie, oczyszcza jelita, jest naturalnym lekarstwem na biegunkę podróżnych. Leczy kaca. Wspomaga układ krwionośny. W tropikach kosztuje grosze, a jeśli umiemy operować maczetą i wspiąć się na palmę, mamy ją za darmo. W Polsce nie należy niestety do najtańszych, ponadto trzeba uważać przy kupowaniu, by nie było w jej składzie dodatku cukru czy aromatów.

Na koniec, zamiast przepisu na coś pysznego, zaproponuję wam przepis na…urodę. Przetrzyjcie twarz wodą kokosową każdego dnia, a po myciu włosów spryskajcie je odrobiną tego magicznego płynu. Piękno i zdrowie rośnie na palmie – wcale nie musimy wybierać się po nie do apteki. Niesamowitych kokosowych przygód Wam życzę!