Purpurowy superfood
Czy wiecie, że do niedawna mieszkańcy japońskiej Okinawy stanowili najdłużej żyjącą, najzdrowszą społeczność na świecie? Zalew zachodnim śmieciowym jedzeniem osłabił niestety statystki, ale dieta okinawska wciąż fascynuje naturopatów i dietetyków. I oto poza świeżą surową rybą, glonami, owocami, na talerzach wyspiarzy często gości słodki, purpurowy ziemniak. Często zwany „Okinawa yam”, w gruncie rzeczy yamem nie jest, bo to inna rodzina roślin. Jest słodkim ziemniakiem, bliskim kuzynem znanego nam dobrze batata. Dlaczego, zapytacie, ziemniak miałby być żródłem długowieczności? Ze względu na jego kolor właśnie. A raczej nie sam kolor, tylko cudowne związki, które go nadają: antocyjany!
Antocyjany. Słyszał o nich każdy, kto choć trochę ufa mocy roślin i chce zachować młodość na dłużej. Te naturalne barwniki, występujące w kwiatach, owocach i warzywach, należą do grupy glikozydów i włączone do diety wykazują bardzo aktywne działanie. Przeciwnowotworowe i przeciwutleniające właściwości antocyjanów zostały udowodnione już dawno. Ostatnie badania wskazały, że okinawski ziemniak, pospołu z kurkumą i zieloną herbatą, stymulują gen FOX03 odpowiedzialny za….długość życia! Dzięki antocyjanom zachowujemy młodość skóry: pochłaniając promieniowanie UV, obniżają ryzyko uszkodzeń struktury DNA. W ziemniaku z Okinawy jest więcej tych cennych barwników niż w jeżynie czy bakłażanie!
W purpurowym ziemniaku znajduje się też mnóstwo beta-karotenu (w połączeniu z antocyjanami to wspaniała dieta dla naszego wzroku), witamina C, mangan, sporo błonnika i witamina B6, której często mamy niedobory. Trochę magnezu, trochę potasu, żelaza i wapnia, za to niewiele kalorii i niski indeks glikemiczny, a niektóre badania wskazują na działanie antygrzybiczne i antybakteryjne. Japończycy używają go w terapii cukrzycy, anemii i nadciśnienia!
Okinawski ziemniak właściwie nie jest okinawski: przybył z Nowego Świata drogą przez Chiny w początku XVII wieku do Japonii; jest bardzo popularnym „staple food” na Hawajach, emigrował też do Australii i to tu miałam okazję spróbować go po raz pierwszy. Ma szaroburą skórkę i piękny, fioletowy miąższ. Jest odporny na różnice temperatur i wilgoć, łatwy w uprawie i przechowaniu. W smaku jest słodki, niektórzy doszukują się nawet nut białej czekolady, a hawajczycy robią zeń lody. Kulinarni trendetterzy widzą w nim hit najbliższych sezonów. Gdy więc uda nam się zdobyć kilka sztuk, upieczcie je obtoczone w oliwie, kuminie i cynamonie (te przyprawy podkręcą metabolizm i rozgrzeją!), a potem wyczarujcie błyskawiczne, pięknie fioletowe puree dodając mleko kokosowe, odrobinę gałki i chilli. Będziecie modni i zdrowi, jakie przyjemnie połączenie. A na deser podajcie koktajl z czarnej porzeczki. Eksplozja antocyjanów!